Jeszcze jeden dzień - post #15
To mój ostatni post w starym roku, więc przy okazji chcę życzyć wszystkim zaglądającym tu gościom wiele szczęścia i pomyślności w Nowym Roku.
Kiedy robię coś pasjonującego, a ostatnio zdarza
się to coraz częściej, to z niechęcią odrywam się, aby wykonać
codzienne domowe prace. Nie wiem, czy to tylko ja mam do nich taką
trochę obniżoną motywację. O ile pranie, czy sprzątanie da się
odsunąć na dzień, czy dwa, to potrzeba przygotowania posiłku
raczej nie może czekać zbyt długo. Kiedyś wypowiadałem przy
takiej okazji zdania o tym jak nudne, przyziemne, mało przyjemne
jest to, co muszę robić. To próżne gadanie jednak jest
bezproduktywne, wcale nie pomaga. Zmieniłem już dawno temu swoje
podejście do tego typu codziennych zajęć. Przede wszystkim
wyeliminowałem słowo „muszę”. Cokolwiek określamy taką
etykietką, to rodzi wewnętrzny sprzeciw. Teraz mówię sobie, że
chcę, bo to potrzebne i niezbędne. Robię to dla siebie, dla
zaspokojenia własnych potrzeb, dla
sprawienia sobie przyjemności, więc nawet to lubię. To przecież
wyraz akceptacji siebie i miłości własnej. To okazanie dbałości
o siebie. W tej zaś sprawie lepiej działać samemu, niż czekać i
liczyć na innych. To ja sam przecież wiem najlepiej czego
właśnie potrzebuję. Tak więc, zacząłem patrzeć inaczej i dostrzegać, że
nawet najbardziej elementarne życiowe czynności mogą być twórcze,
kojące i pomagają odetchnąć.
Gotowanie to zdecydowanie artystyczna twórczość i
jest w nim miejsce na improwizację. Nawet zwykły prysznic, czy
golenie prowokują niektórych do śpiewu. Czy to nie dowód sam w
sobie, że te zwyczajne zajęcia wspomagają potrzebę artystycznego
wyrazu? Robimy wiele takich rzeczy na pamięć, często możliwe jest
to z zamkniętymi oczami, więc automatycznie pozwala na pewną
stymulację myślenia wymagającego używania prawej półkuli, czyli
właśnie tego artystycznego, twórczego umysłu. Jazda samochodem na
dalsze odległości, czy bieganie, albo nawet marsz też są okazją
do przełączenia z logicznego myślenia na analogowe, czyli
włączające do sprawy nasze uczucia, serce i kreatywność.
Wskazuje na to również Julia Cameron i podkreśla wyraźnie w swojej książce.
Polubiłem także poranne pisanie. Często, kiedy
wstaję rano, to przez moment jestem jakby w pół-śnie. Przed
oczami snują się jeszcze jego resztki. Zwykle są one znaczące.
Teraz mam okazję zanotować te myśli. Bez tego mogłyby umknąć.
Tak bywa z większością naszych snów. Pisanie dziennika sprzyja
powracaniu do porannych myśli później, w ciągu dnia. W serii tych
postów wcale nie miałem zamiaru publikować ich na blogu przez
całe 12 tygodni. Chciałem tylko trochę przybliżyć
zainteresowanym to, co Julia Cameron przekazuje w swojej książce.
Mam nadzieję, że udało się to chociaż trochę.
Zrobiłem pierwszy krok, aby po prostu zacząć. Bez
zbytniego myślenia i analizowania konsekwencji. Z tym jest często
problem i mija sporo czasu, zanim coś rozpocznę. Czasem cała rzecz
wydaje się zbyt trudna, przerastająca mnie. Chęć stworzenia
czegoś doskonałego może też sprawić, że nie zrobię nic. To
wbrew pozorom nie dotyczy tylko zamiarów artystycznych jak napisanie
powieści, namalowanie arcydzieła itp. Ten sam mechanizm
uniemożliwia wiele zwykłych projektów i planów w życiu. Uwagi
Julii dotyczące stawiania sobie zbyt wielkich celów, odkładanie pierwszego kroku na drodze do realizacji trafiły do mnie. Może też
trafią do tych wszystkich, których zainteresowało moje
sprawozdanie z pierwszych etapów Drogi Artysty. Dziękuję za
towarzystwo tym wszystkim, co tu zaglądali. Po liczbie odwiedzin
sądząc, wydaje się to być milczącą akceptacją. Cóż! Dobre i
to.
Szczęśliwego Nowego Roku!
Pierwszy z serii:
co do posiłków to radzę tak : umyć,pokroić, posolić i jeść. Albo tylko umyć. Zero roboty, a zdrowie ho ho :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNawzajem Szczęśliwego Nowego Roku!
OdpowiedzUsuń