Jeszcze jeden dzień - post #15
To mój ostatni post w starym roku, więc przy okazji chcę życzyć wszystkim zaglądającym tu gościom wiele szczęścia i pomyślności w Nowym Roku.
Kiedy robię coś pasjonującego, a ostatnio zdarza
się to coraz częściej, to z niechęcią odrywam się, aby wykonać
codzienne domowe prace. Nie wiem, czy to tylko ja mam do nich taką
trochę obniżoną motywację. O ile pranie, czy sprzątanie da się
odsunąć na dzień, czy dwa, to potrzeba przygotowania posiłku
raczej nie może czekać zbyt długo. Kiedyś wypowiadałem przy
takiej okazji zdania o tym jak nudne, przyziemne, mało przyjemne
jest to, co muszę robić. To próżne gadanie jednak jest
bezproduktywne, wcale nie pomaga. Zmieniłem już dawno temu swoje
podejście do tego typu codziennych zajęć. Przede wszystkim
wyeliminowałem słowo „muszę”. Cokolwiek określamy taką
etykietką, to rodzi wewnętrzny sprzeciw. Teraz mówię sobie, że
chcę, bo to potrzebne i niezbędne. Robię to dla siebie, dla
zaspokojenia własnych potrzeb, dla
sprawienia sobie przyjemności, więc nawet to lubię. To przecież
wyraz akceptacji siebie i miłości własnej. To okazanie dbałości
o siebie. W tej zaś sprawie lepiej działać samemu, niż czekać i
liczyć na innych. To ja sam przecież wiem najlepiej czego
właśnie potrzebuję. Tak więc, zacząłem patrzeć inaczej i dostrzegać, że
nawet najbardziej elementarne życiowe czynności mogą być twórcze,
kojące i pomagają odetchnąć.